"Nie mówmy ludziom za dużo o Bożym miłosierdziu, bo zaczną grzeszyć" - słyszę nieraz. Zdumiewa mnie to. Kto raz poczuje, jak wiele grzechów, świństw i zdrad zostało mu darowane; komu doświadczenie nieskończonego miłosierdzia zdejmie z pleców bagaż lęku, rozpaczy i poczucia winy, ten nigdy nie przestanie odpowiadać miłością.

Nic dziwnego, że trudno nam, ludziom wychowywanym metodą kar i nagród, funkcjonującym w klimacie "kija i marchewki", ciągle zasługującym na czyjąś miłość i akceptację, zrozumieć logikę Bożego miłosierdzia. Gorszy nas "skandal Bożego miłosierdzia" - jak mawia abp Grzegorz Ryś. Oburza nas możliwość, że największy grzesznik, gdy nawet tuż przed śmiercią zwróci się ku Bożemu miłosierdziu, może tak łatwo otrzymać paszport do nieba. A przecież sam Jezus wręczył go na krzyżu łotrowi. Wystarczyło, że ten wyszeptał: "Wspomnij na mnie, grzesznika", by usłyszeć: "Jeszcze DZIŚ będziesz ze mną w raju".

- Kim musiał być ten człowiek, że został skazany na karę śmierci, jaka musiała być jego przestępcza przeszłość?! A Jezus w sekundzie zapomniał o wszystkim i wręczył mu paszport do nieba. Bez wyliczania grzechów i przykazań, do których tamten się nie stosował. - mówił mi ks. Tomasz Nowak, spowiednik z bazyliki w Piekarach Śl. - I to nie był Jezus z Góry Ośmiu Błogosławieństw - wyluzowany, wypoczęty. To był Jezus z Golgoty. Skatowany, duszący się. Wystarczyło, że ten człowiek zauważył Boga obok na krzyżu. To "Jezu, wspomnij na mnie!" było kluczowe. W jednym momencie został zalany bezwarunkową miłością Chrystusa.

Nic dziwnego, że mamy taki problem z Bożym miłosierdziem, skoro miał go nawet spowiednik świętej siostry Faustyny - błogosławiony ks. Michał Sopoćko. Po spotkaniach z zakonnicą szczerze notował: "Nie rozumiałem i nie mogłem się zgodzić, że miłosierdzie Boże jest najwyższym przymiotem Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela. Dopiero trzeba było prostej, świątobliwej duszy, ściśle zjednoczonej z Bogiem, która - jak wierzę - z natchnienia Bożego powiedziała mi o tym i pobudziła do studiów, badań i rozmyślań na ten temat".

Potrzeba było czasu, modlitwy i mądrego rozeznania, by ks. Sopoćko został pociągnięty mocą miłosierdzia Bożego i wśród cierpień szerzył je do końca swojego życia.

"Nie mówmy ludziom za dużo o Bożym miłosierdziu, bo zaczną grzeszyć" - słyszę nieraz. Zdumiewa mnie ta pokrętna logika. Kto raz doświadczy miłującego spojrzenia Boga; kto poczuje, jak wiele grzechów, świństw i zdrad zostało mu ot, tak - darowane; komu doświadczenie nieskończonego miłosierdzia zdejmie z pleców bagaż lęku, rozpaczy i poczucia winy - ten nigdy nie przestanie odpowiadać miłością na Boże miłosierdzie, dążyć do pełnego zjednoczenia z Tym, który dał mu nowe życie.

Jezus przekracza wszelkie granice! Przestępcę zabiera ze sobą do raju, a zdrajców wita: "Pokój Wam".

Kiedy Jezus stanął po raz pierwszy przed apostołami po swoim zmartwychwstaniu, zaczął od słów: "Pokój wam" - wskazuje ks. Nowak. - Nie rozliczał ich za ucieczkę spod krzyża, nie robił wyrzutów za zdradę. Nawet o tym nie wspomniał. Przyniósł uczniom pokój i bezpieczeństwo. I zaczęły dziać się cuda w ich życiu. Powoli przestali uciekać przed sobą, przed ludźmi. Przestali się bać. Skończyły się ich kompleksy. Poczuli się zaakceptowani, uwierzyli, że są kochani przez Zmartwychwstałego, że są Mu potrzebni.

 

Źródło: gosc.pl/ ALEKSANDRA PIETRYGA 20.04.2020