Sytuacja egzystencjalna: W naszych parafiach panuje duża anonimowość, a wiara często jest powierzchowna.

Orędzie:   Bóg wybrał życie we wspólnocie i do takiego życia zaprasza nas w Kościele. Formowanie się w małych grupach (wspólnotach) pomaga nam pogłębiać relacje z Bogiem i drugim człowiekiem.

Apel: Zacznijmy przemieniać parafię we „wspólnotę wspólnot” sami wstępując do jakiejś wspólnoty.

 

Kilkadziesiąt lat temu Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki – założyciel Ruchu Światło-Życie – wypowiedział następujące słowa: „Doświadczenie Kościoła obecnych czasów, wymownie ukazuje,  że chrześcijaństwo niepełne, połowiczne, spłycone w ogóle się nie utrzyma […] «Niby-chrześcijaństwo» oparte na zwyczajach, na nacisku środowiska nie wytrzymuje próby czasu, nie wytrzymuje przemian społecznych, które się dokonują i w szybkim tempie dochodzi do całkowitej laicyzacji”. Wydaje się, że te słowa są jeszcze bardziej aktualne w naszych czasach i w naszym życiu. Przekonujemy się o tym bardzo boleśnie, kiedy kolejni nasi bliscy lub znajomi odchodzą od Chrystusa i Kościoła, a my nie wiemy jak im pomóc i jak temu zaradzić. Czasem nawet nas samych dopadają wątpliwości w wierze i zastanawiamy się, czy nasz Kościół i nasza wiara przetrwa obecną próbę czasu...

Na szczęście ks. Franciszek wskazuje, że istnieje konkretny sposób wyjścia z tego kryzysu. Stwierdza bowiem, że „utrzymać się może i mieć w sobie siłę ekspansji tylko autentyczne chrześcijaństwo […] Takie jednak chrześcijaństwo z natury rzeczy początkowo będzie możliwe tylko w małych grupach […] Można powiedzieć bez żadnej wątpliwości, bez żadnego wahania, że wybiła w Kościele godzina małych wspólnot. To jest najbardziej znamienny znak czasu i tu się zarysowuje przyszłość Kościoła” (F. Blachnicki, Mała grupa w Kościele, „Oaza” 9(1993), s. 2-3).

Zatem według ks. Blachnickiego droga odnowy Kościoła i umacniania naszej wiary wiedzie przez formowanie się w różnego rodzaju wspólnotach. W nich bowiem o wiele łatwiej pogłębiać swoją relację z Bogiem i drugim człowiekiem. Dlatego proponował zupełnie inny model parafii, niż ten który znamy na co dzień, a który moglibyśmy nazwać „modelem masowym”. W przeciwieństwie do niego zachęcał, aby przemieniać parafię we „wspólnotę wspólnot”.

Wspólnotę małych grup, w których ludzie będą pogłębiali swoje relacje z Bogiem i drugim człowiekiem. Kiedy więc rozpoczynamy drugi rok synodowania w naszej diecezji, poświęcony właśnie parafii, spróbujmy przyglądnąć się temu nowemu modelowi parafii jako „wspólnoty wspólnot”. Choć tak właściwie, to nie jest on niczym nowym, lecz powrotem do źródeł, czyli do tego, jak funkcjonowały pierwsze wspólnoty chrześcijańskie.

Wydaje się, że taki model parafii jest o wiele bardziej „na wzór Chrystusa”. A przecież w ten wzór chcemy się wpatrywać podczas naszego synodu. Chcemy budować parafie „na wzór Chrystusa”, a nie według swojego widzimisię, albo według zasady, że „zawsze było tak, jak jest i nie da się tego zmienić”. W czasie tego synodu powinniśmy pytać o to, jakiego modelu parafii pragnie sam Chrystus.

Z pewnością jest to parafia, w której ludzie będą tworzyli prawdziwą wspólnotę. Skąd ta pewność? Bo On sam wybrał właśnie taki sposób życia – czyli życie we wspólnocie. Bóg jest przecież najgłębszą wspólnotą trzech Osób – Ojca, Syna i Ducha. Aby poszerzyć tę wspólnotę stwarza człowieka. Chce wejść z nim w głęboką relację miłości. Bogu obca jest jakakolwiek izolacja, dlatego gromadzi nas wszystkich przy sobie. Pokazuje nam to w wizji Miasta Świętego, o której usłyszeliśmy w drugim czytaniu.

Zauważmy, że w tym mieście nie ma świątyni. Dlaczego? Bo Bóg nie chce ograniczać swojej obecności tylko do tego budynku. On chce mieszkać w każdym domu tego miasta, tworzyć wspólnotę z każdą rodziną, która w nim się znajduje. On chce być także z tobą i twoją rodziną. Nie tylko być „z tobą”, ale także „w tobie”. Podkreśla to Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy w nim przebywać” (J 14,23). To jest największe pragnienie Boga – przebywać w nas i mieć z nami głęboką relację miłości. On sam wybrał ten sposób życia, jakim jest życie we wspólnocie, życie w głębokich relacjach z innymi. I do tego samego zaprasza nas. Zaprasza, żebyśmy żyli we wspólnocie. Także w naszych parafiach.

Niestety jest to bardzo trudne, kiedy parafię tworzy kilkaset lub nawet kilka czy kilkanaście tysięcy osób. Skutek tego jest taki, że w naszych parafiach panuje bardzo duża anonimowość. Pomyślmy na przykład, ile osób spośród tych, którzy akurat są z nami na tej Mszy św., to nasi znajomi…? A jeśli są tu nasi znajomi, to zastanówmy się, czy znamy ich dlatego, że należymy do tej samej parafii, czy po prostu dlatego, że mieszkamy w tej samej okolicy…?

Najczęściej jest tak, że mamy znajomych, którzy mieszkają w tej miejscowości, ale niewielu mamy znajomych z kościoła. Jeden z proboszczów tak opisywał ten stan rzeczy: „Ludzie przychodzili do naszego kościoła, ale nie byli wspólnotą. W gruncie rzeczy wiele elementów tworzących lokalną kulturę przeciwstawiało się idei wspólnoty. Nie było na to ani czasu, ani miejsca; nie było też żadnego planu, który pozwoliłby wspólnocie zaistnieć. Ludzie się spóźniali i wychodzili przed końcem Mszy św. Nie witali się, a znak pokoju był wymuszonym gestem […] Między parafianami nie było nigdy żadnej emocjonalnej więzi (jeśli nie liczyć spięć na parkingu)” (M. White, T. Corcoran, Odbudowana. Czyli ja przebudzić wiernych, dotrzeć do zagubionych i nadać Kościołowi znaczenie, s. 185-186).

Dlatego właśnie tak bardzo potrzebujemy, żeby nasze parafie stawały się coraz bardziej wspólnotami małych wspólnot, w których będziemy mogli lepiej się poznawać i dzielić swoją wiarą. To mogą być Kręgi Domowego Kościoła, oddziały Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży czy Akcji Katolickiej, domy zmartwychwstania Wspólnoty Galilea, grupy realizujące program NewPastoral, wspólnoty odnowy w Duchu Świętym czy drogi neokatechumenalnej, grupy młodych przygotowujących się do bierzmowania w ramach programu „Młodzi na Progu” czy wiele, wiele innych.

Tworzenie takich grup w parafii jest ważne nie tylko dlatego, żebyśmy się lepiej znali i dobrze się czuli ze sobą, ale przede wszystkim dlatego, że w takich wspólnotach nasza wiara ma o wiele lepsze warunki do wzrostu. Bo w nich spotykamy ludzi, którzy wierzą tak samo, jak my. A kiedy w naszym życiu są przyjaźnie, w których centrum jest Chrystus, to łączymy się z Nim na sposób, który nie jest możliwy w pojedynkę. Taka wspólnota sprawia, że możemy się nawzajem pokrzepiać naszą wiarą. To jest swego rodzaju „grupa wsparcia”, której bardzo potrzebujemy w tym świecie, coraz bardziej odchodzącym od Chrystusa.

Jednak być może już na samą myśl, że mielibyśmy wejść do takiej wspólnoty, rodzi się w nas pewien opór. Przecież jesteśmy przyzwyczajeni do zupełnie innego modelu parafii i życia chrześcijańskiego. Czy naprawdę potrzebujemy wchodzić do takich wspólnot? Czy naprawdę potrzebna jest nam aż tak radykalna zmiana?

Wszystko wskazuje na to, że tak, bo takie czasy nadeszły. I ten krok wymaga wielkiej odwagi. Więc niech zachętą do podjęcia tej zmiany będzie historia pierwotnego Kościoła opisana w pierwszym czytaniu.

Już na samym początku swojego istnienia Kościół stanął przed bardzo poważnym dylematem. Do jego rozstrzygnięcia zwołano nawet pierwszy sobór. Pytanie dotyczyło tego, czy zachować dotychczasową praktykę, nakazującą przestrzeganie żydowskiego prawa mojżeszowego wraz z obrzezaniem, czy zerwać z nią i zacząć coś zupełnie nowego. Z jednej strony Apostołowie mieli świadomość, że dalsze trwanie w tym starym schemacie będzie bezowocne, bo Jezus przyniósł zupełnie nowe prawo, z drugiej strony porzucenie prawa mojżeszowego i obrzezania było dla nich zerwaniem z tym, co najbardziej znane. Odkryli, że model, w którym wzrastali przez kilkadziesiąt lat swojego życia, już nie będzie przynosił owoców. To musiało być bardzo trudne doświadczenie.

Wyobraźmy sobie, że właśnie uświadomiliśmy sobie, iż jeżdżenie tak, jak w Anglii - lewą stroną jezdni, przyniesie o wiele więcej pożytku i bezpieczeństwa, niż jeżdżenie tak, jak dotychczas – prawą stroną. Wszystko wskazuje na to, że najlepiej byłoby przestawić cały ruch na lewostronny. Ale przecież jesteśmy przystosowani do ruchu prawostronnego. Kierownice w samochodach są po lewej stronie, skrzyżowania przystosowane do ruchu prawostronnego… To wszystko trzeba by było zmienić, przestawić. Prawdziwa rewolucja! Na dodatek kosztowna rewolucja!

Poza tym, jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś zupełnie innego. Nie umiemy inaczej! Dlatego już na samą myśl o takiej zmianie ogarnia nas niepokój, a może i nawet zniechęcenie… Prawdopodobnie czegoś podobnego doświadczyli Apostołowie.

Ale wiedzieli, że zmiana dotychczasowego modelu jest konieczna, by słowo Boże mogło rozszerzać się aż po krańce świata. I podjęli decyzję o tej radykalnej zmianie.

My także stoimy przed podobną decyzją. Czy będziemy trzymali się kurczowo dotychczasowego, „masowego” modelu parafii, czy będziemy się starali przemieniać ją we „wspólnotę wspólnot”?

Czy w naszej wierze pozostaniemy indywidualistami, czy też poszukamy dla siebie jakiejś konkretnej wspólnoty? Bóg wybrał życie we wspólnocie, a ty – co wybierzesz?