Panie, Jezu Chryste, my, ludzie, dzieci Boga, wierzący i niewierzący, przechodziliśmy w historii wiele krzyżowych dróg, wojen, głodu, zaraz i kataklizmów. Na jedną z nich skazaliśmy Ciebie. Twoja droga krzyżowa, okazała się najbardziej zbawczą drogą świata.  Przejdź z nami drogą krzyżową epidemii i mocą Ducha, który potrafi odnowić oblicze ziemi, uczyń ją drogą ku Wielkiej Nocy.

 

Stacja I – Zostaliśmy skazani na epidemię

Jezus zostaje skazany na śmierć. Tak zdecydował Sanhedryn. Tak krzyczeli ludzie. Tak podpisał Piłat. Gdyby się nie narodził, nie zostałby skazany. Gdyby to nie było wolą Ojca, nikt nie zrobiłby Mu krzywdy. Tajemnica krzyża, to tajemnica wolności mojej, wolności innych, tajemnica natury świata i Boga.

Zostaliśmy skazani na epidemię. Czy to była decyzja, czy pomyłka człowieka, czy tajemnica natury starszej od wszystkich ludzi, czy konsekwencje życia w globalnej wiosce, czy nawet misterium niesprzeczne z Bożą Opatrznością, nie wiemy. Wiemy, że zostaliśmy skazani. I dziś to nie czas, by szukać przyczyny. Dziś to czas, by już przy pierwszej stacji wzrok zobaczył na horyzoncie iskierkę zmartwychwstania.

 

Stacja II – Bierzemy krzyż na swoje ramiona

Jezus wziął krzyż. Nie kłócił się, ani spierał. Nie uciekł jak w Nazarecie, gdy Go chcieli strącić w przepaść. Nie schował się jak w Jeruzalem, gdy zamierzano Go ukamienować. Nie sprowadzał dziesięciu tysięcy aniołów, żeby wytłumaczyć, że żaden człowiek nie może robić krzywdę Synowi Boga. To pokorna miłość Boga bierze niesprawiedliwy i nie swój krzyż na swoje ramiona.

Bierzemy i my krzyż epidemii na swoje ramiona. Nie popełniamy samobójstw. Nie zamykamy szpitali na chorych. Nie buntujemy się przeciw restrykcjom i nie tracimy ducha, że chorują również niewinni. Organizujemy zbiórki i wszelaką pomoc. Bo wiemy, że jeśli krzyża nie weźmiemy w swoje ręce, krzyż może uderzyć nas śmiertelnie w głowę.

 

Stacja III – Upadamy z powodu nonszalancji

Jezus upadł pod krzyżem na początku drogi. Czy krzyż był za ciężki? Czy On osłabiony przez biczowanie i koronę z cierni? A może uderzył nogą o kamień? Upadł a to boli. Zwłaszcza, że to dopiero początek. Czy w takim razie będzie miał siły powstać i iść dalej?

Pierwszym upadkiem w czasach epidemii jest nonszalancja. Łamanie przepisów sanepidu, lekceważenie zagrożenia, zabawa z tego, co śmiertelnie poważne. Dlaczego pozwalamy na ten pierwszy upadek? Może jesteśmy osłabieni przez znieczulicę? Może nie umiemy się nie potknąć, bo kamień na drodze jakiś całkiem nowy? Ważne, żeby powstać. By raz na zawsze powiedzieć koniec upadkom lekceważenia krzyża.

 

Stacja IV – Spotykamy tych, których kochamy

Maryja nie musiała być z Jezusem na Górze Przemienienia, ale nie mogło zabraknąć Matki na drodze krzyżowej jej Syna. Nie wiemy czy pospieszyła z Nazaretu jak kiedyś do Elżbiety, czy była już od paru dni w Świętym Mieście, jak wtedy gdy z Józefem szukali zagubionego Dwunastolatka. Wtedy znalazła Go w świątyni. Teraz świątynią stała się Via Crucis.

Na drodze krzyżowej epidemii musimy spotykać najbliższych. To czas, kiedy rodzina staje się najważniejsza. Ale tak jak zabrakło Józefa przy tej stacji, może niektórym być ciężko z powodu nieobecności taty czy mamy, męża czy żony, chłopaka czy dziewczyny, przyjaciół i znajomych. Obyśmy cierpiąc z powodu tych, którzy nie mogą być blisko, stali się bliskimi dla tych, dla których ciągle możemy.

 

Stacja V – Lekarze i pielęgniarki z Cyreny pomagają najwięcej

„Wychodząc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego” (Mt 27,32).  Nie dało się inaczej. Sam Jezus by nie poradził. Był przecież człowiekiem. Nie dało się po dobroci, bo to wcale nie było takie łatwe. I nie tylko dla Szymona.

Na drodze epidemii nie damy rady bez lekarzy i pielęgniarek z Cyreny. Ani święcenia, ani pieniądze, ani władza nie pomoże tam, gdzie mogą pomóc tylko służby medyczne. Jesteśmy tylko ludźmi. Chociaż nie wszyscy są zmuszani, wielu z nich wolałoby inaczej. Skoro jednak oni z chorymi najwięcej odczują ciężar tego krzyża, obyśmy zapamiętali słowo „wdzięczność”. I oby Bóg zapewnił im błogosławieństwo.

 

Stacja VI – Weroniki wolontariatu spieszą do potrzebujących

Weronika nie musiała nic. Mogła zostać w domu. Albo i nawet poprzestać na oglądaniu. Może nic ciekawego, ale tak jakoś bezpieczniej. Ten gest serca jednak zostawił ślad na wieki. Ślad oblicza Jezusa. Ślad miłości, która zawsze robi wszystko, co możliwe.

Dziś tysiące Weronik powychodziło ze strefy komfortu. Robią zakupy dla starszych. Pomagają tym na kwarantannie. Szyją maseczki. Organizują zbiórki. Ta bezinteresowna miłość sprawia, że twarz ludzkości staje się coraz bardziej boska. I oby ślad tej twarzy pozostał już z nami na zawsze.

 

Stacja VII – Upadamy z powodu egoizmu

Jezus upada po raz drugi. Upada pomimo spotkania z Matką, pomocy Szymona, miłości Weroniki. Taki upadek może bardzo boleć. Bo jeśli przy tej pomocy nie daję już rady, to skąd wezmę siłę, żeby iść tą drogą do końca?

Drugim upadkiem w czasach epidemii jest egoizm. Pomimo zaangażowania wielu, bezinteresowności tysięcy, zmęczenia tych, którzy na pierwszym froncie, zawsze znajdą się tacy, którzy myślą tylko o sobie. Egoizm wykupywania zapasów ponad miarę. Podbijanie horrendalne cen, bo okazja rzadka. Zachęcanie do niekoniecznych zbiórek na fali społecznego współczucia. Diabelska przewrotność człowieka, który chce zarobić na krzyżu. Powstańmy z tego upadku, bo on strasznie nieludzki.

 

Stacja VIII – Czytamy płaczące komentarze i posty

„A szło za Jezusem mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim.  Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!” (Łk 23,27-28). Płacz kobiet jerozolimskich nie był dobry, choć wyglądał dobrze. Nie ma jednak nic bardziej mylącego niż płacz. Wydaje się być językiem wrażliwości i serca. A może być zasłoną ucieczki od tego, co najważniejsze.

W czasach epidemii nie brakuje lamentów. Nie brakuje krzyków fałszywych proroków, biadolenia nad innymi, co powinni robić, płaczu nad przywódcami świeckimi i religijnymi. Nie brakuje siania paniki kombajnami Internetu. Jezus mówi wyraźnie „płaczcie raczej nad sobą”. Skup się na tym, co możesz zrobić, dla siebie i dla swoich bliskich.

 

Stacja IX – Upadamy z braku nadziei

Jezus upada po raz trzeci bardzo blisko końca. Golgotę już widać i jest nadzieja, że to wszystko nareszcie się wypełni. A jednak zabrakło sił. A jeśli zabrakło na to, by iść, czy będzie ich wystarczająco na to, żeby powstać? Mało rzeczy tak przeraża jak rozpacz, że mimo wszelkich wysiłków i tak nie osiągniemy celu.

Trzeci upadek w czasach epidemii to upadek nadziei. Jesteśmy przywalani statystykami coraz większej liczby chorych. Leżymy pod ciężarem zarażonych lekarzy i pielęgniarek. Przydusza nas widmo selekcji zarażonych na lepszych i gorszych. Przygniata świadomość, że ciągle czegoś brak, że za mało, że za późno. Dołuje do tego troska o chleb i przybija niewidzialna efektywność trzymania się wszelkich zasad. Możemy się przewrócić. Możemy na chwilę się rozłożyć, ale nie pozwólmy nigdy umrzeć nadziei. Póki my żyjemy.

 

Stacja X – Odkrywamy prawdę o sobie

Jezus został obnażony z szat na pośmiewisko i hańbę. Na poniżenie i wyśmianie. Na pokazanie, że ten, który miał się za Mesjasza jest tylko nagim królem. Nie wiedzieli jednak, że to obnażenie jest tylko obrazem kenozy wcielenia. Nie pojmowali, że ta miłość aż po własną nagość zakryje wszelkie nagości Adama i Ewy.

Epidemia obnaża ludzkość aż do głębi serc. Choroba zdziera maski i zabija drugie twarze. Odkrywa trupie czaszki w grobach pobielanych albo wyciąga na światło perły niezauważane w pyle codziennego życia. To dobra stacja. Jak trailer przed Sądem Ostatecznym. Co więcej, z szansą na to, że obnażenie może nie tylko odsłonić prawdę o nas. Może również poprowadzić do autentycznej przemiany.

 

Stacja XI – Jesteśmy przybici trzema gwoźdźmi

Jezus został przybity do krzyża. Jeden gwóźdź w lewą dłoń. Drugi w prawą. Trzeci, by umocować stopy. Ból najbardziej ostry ze wszystkich co były i będą. To co było drogą krzyżową teraz staje się samym krzyżem. Gwoździe zapewnią, że już nikt aż po śmierć nie oddzieli go od krzyża.

Przy tej stacji pomyślny o tych, którzy są przybici chociaż jednym z trzech gwoździ epidemii. Pierwszy gwóźdź to ten, co zabił kogoś bliskiego, drugi to ten, który nie pozwala oddychać, bo zabrakło respiratora, trzeci to ten, który przygwoździł lekarzy i pielęgniarki w szpitalu z dala od własnych ukochanych dzieci. Pomyślmy. Pomódlmy. Pomóżmy. Podzielmy się wiarą, że nawet najboleśniejszy gwóźdź może być gwoździem zbawienia.

 

Stacja XII – Umieramy z miłości do innych

Jezus umarł na krzyżu. Z miłości do każdego człowieka. Za grzechy wszystkich ludzi. Niewinny Baranek złożył się w ofierze za zabłąkane owce i za wilki w owczej skórze. Dawca życia oddał życie. Pan nieba dał się pokonać niewolnikom ziemi. Z miłości.

W czasach epidemii umieramy i będziemy umierać z miłości do innych. Tysiące oddadzą życie dosłownie, zwłaszcza lekarze i pielęgniarki. Niektórzy zrezygnują z leczenia dla innych. Wielu choć przeżyje, narażać będzie wszystko co ma, żeby pomóc tym, którzy tracą nadzieję na cokolwiek. Nie ma większej i piękniejszej miłości niż za innych. Jeśli umierać to tylko z miłości. Chcemy żyć jak bogowie? To pokażmy, że potrafimy umierać jak Bóg.

 

Stacja XIII – Nie zapominamy o gestach czułości

Ciało Jezusa zostaje zdjęte z krzyża i złożone w ramionach Jego Matki. Chociaż serce Maryi przeszył miecz boleści, nie brakuje jej czułości dla Syna. Chociaż bolejąca cała, cała ogarnięta jest czułością dla swego dziecka. Jak kiedyś w Betlejem tuli Go do siebie. Prawdziwa miłość nie żałuje czułości nawet takiej, która wydaje się być drugiemu niepotrzebna.

W czasach epidemii nie możemy się zbliżać. Nie możemy się dotykać. Nie możemy podawać sobie ręki. Nawet na znak pokoju. Ale nie możemy zrezygnować z czułości, bezpiecznych gestów, które przekazują miłość. Kiedy ludzkie ciała muszą być od siebie trochę dalej, nasze serca powinny być naprawdę bardzo blisko.

 

Stacja XIV – Nie zostawiamy zmarłych na ulicach

Jak dobrze, że Nikodem i Józef z Arymatei pomyśleli o pogrzebie. Nie czekali na Piotra, ani kogoś z rodziny. Jak dobrze, że ktoś nie stracił głowy, kiedy Jezus stracił życie. Przyszli, załatwili, zdjęli, pochowali, zatoczyli kamień. Tyle można było zrobić. I tyle zrobili.

Zrobimy wszystko, żeby nie zostawić umarłych na ulicach, nie pozwolimy rozkładać się ciałom w domach, wrzucać nieubranych do bezimiennych grobów i zasypywać ciał bez księdza, bez chociaż najbliższych. Nawet w czasach epidemii nie może zabraknąć Józefa z głową na karku z Arymatei i Nikodema, co już nie boi się przyjść do Jezusa nawet w ciągu dnia. Nie może zabraknąć chociaż Marii Magdaleny wiernej aż po grób.

 

Zakończenie

Panie Jezu, Chryste, droga krzyżowa kończy się czternastą stacją, ale to nie jest ostatnia stacja Ewangelii. Po męce i ukrzyżowaniu nadejdzie i dzień zmartwychwstania. Życie zwycięży śmierć, płacz zamieni się w radość, strach zostanie ugaszony pokojem. Prosimy Ciebie, Panie Wszechświata, który jak wielu znasz, co to ludzki ból i jak nikt wiesz dobrze, co to jest moc Wielkiej Nocy, prosimy Cię, bądź z nami na drodze krzyżowej epidemii do końca. Natchnij Duchem inteligencję szukających lekarstwa. Umacniaj ramiona dźwigające chorych. Pociesz tych, którzy żegnają najbliższych. Przygotuj serca wszystkich na wzajemne pojednanie i błogosław każdemu aż do zwycięstwa zdrowia nad chorobą, aż do zwycięstwa życia nad śmiercią. Amen.

 

Źródło: blog.gosc.pl