Akcja „Stop Komunii Świętej na rękę” prowadzona przez pozbawione kościelnej asystencji Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi i wspierające ją portale internetowe jest szkodliwa, manipulacyjna i wprowadza zamęt w świadomości wiernych.

 

O powadze sytuacji świadczy chociażby fakt, że zwolennicy akcji niewiele robią sobie z ogłoszonego niedawno przez Komisję Liturgiczną Episkopatu komunikatu o tym, że Komunia Święta na rękę nie jest profanacją. Niestety, popiera ich wielu polskich katolików.

Dobrze, że Komisja Liturgiczna Episkopatu wydała ten komunikat. Dobrze, choć mam niestety wrażenie, że ta grupa, która szczególnie powinna zastanowić się nad jego treścią, tak silnie okopała się na swoich pozycjach, że przeczyta go tylko po to, żeby sprawdzić, jak bardzo biskupi się mylą. Nie myślę w tej chwili o tych, którzy sami dla siebie, na własny użytek stwierdzają, że chcą Komunię Świętą przyjmować do ust – nawet w czasie pandemii – i traktują to jako osobisty wybór, a nie jako probierz katolickiej ortodoksji i pobożności – bez oskarżania, szufladkowania i klasyfikowania innych. Rozumiem ich wrażliwość w tej sprawie, a kwestię odpowiedzialności, posłuszeństwa zaleceniom Episkopatu i troski o bezpieczeństwo innych pozostawiam do rozstrzygnięcia ich sumieniom. Myślę natomiast o tych, którzy wbrew rozsądkowi, katolickiej teologii i – trzeba to powiedzieć wprost – zdrowej nauce Kościoła, uczynili ze sposobu przyjmowania Komunii Świętej niemal esencję katolickiej duchowości i oręż do walki z wszystkimi, którzy myślą inaczej.

Komunia Święta przyjmowana na rękę to dla nich profanacja i koniec. Nie przekonują ich w tym względzie nawet słowa Benedykta XVI, który jeszcze jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary podkreślał, że nie jest możliwe, aby Kościół, przyjmując aż do dziewiątego wieku Ciało Pańskie na stojąco i do ręki, przez dziewięćset lat czynił to niegodnie. Nie przemawiają do nich katechezy Ojców Kościoła – na przykład św. Cyryla, z czwartego wieku – pokazujące teologiczną głębię takiego sposobu przyjmowania Komunii. Nie uznają argumentu, że zewnętrzna postawa i gesty nie mają wartości same w sobie, ale o tyle tylko, o ile stanowię ekspresję wewnętrznego nastawienia, którego z kolei nie sposób ocenić po zewnętrznych przejawach. Co natomiast proponują w zamian? Terroryzm partykuły i hermeneutykę nieciągłości. Ten pierwszy łączy się z ciągle powtarzanym argumentem, że z konsekrowanej hostii odrywają się drobinki Ciała Pańskiego (partykuły), które pozostają na rękach i spadają następnie na ziemię lub są wcierane – w cokolwiek. Istotnie, zdarza się, że się odrywają. Trzeba jednak podkreślić, że nie tylko przy udzielaniu Komunii Świętej na rękę, ale także do ust. I wówczas również spadają na ziemię. Nie ma bowiem możliwości, żeby tego uniknąć – nikt nie da gwarancji, że choćby nawet dochowano najwyższej staranności przy wyciąganiu hostii z kielicha, żadna partykuła nie zostanie uroniona. Czy to jednak powód do zakrawającego momentami na obsesję skrupulatyzmu i terroryzowania wszystkich groźbą potępienia? Znamienna pod tym względem jest następująca historia, którą w czasach, gdy Komunia Święta była udzielana do ust, opowiedział duchowy syn św. Ojca Pio, o. Alessio Parente: „Przypomniało mi się zdarzenie, kiedy jeden z moich współbraci powiedział do niego [do Ojca Pio]: »Ojcze, nasze oczy nie są zbyt dobre, bo nie widzimy wszystkich małych cząstek Najświętszej Eucharystii, które upadają podczas udzielania Komunii Świętej«. Ojciec Pio odpowiedział: »Jak sądzisz, co aniołowie robią wokół ołtarza?« Po tej wypowiedzi zrozumiałem, że nieważne, jak mała cząstka spada, aniołowie są zawsze gotowi, aby zebrać ją i przynieść z powrotem do puszki”.

Istotnie, wierzę w to, że aniołowie mogą zebrać niewidoczne okruchy Ciała Pańskiego z moich rąk i zawsze gdy przyjmuję Komunię Świętą w ten sposób, proszę ich o to. Sam też uważnie spoglądam na dłoń, czy nie zostaną na niej jakieś partykuły – zgodnie zresztą z zaleceniami zawartymi w komunikacie komisji liturgicznej, aby zaraz po spożyciu Ciała Pańskiego uważnie obejrzeć dłonie oraz zebrać i spożyć ze czcią każdą widoczną okruszynę, która mogła oderwać się od Hostii. W rzeczywistości jej drobiny pojawiają się na mojej ręce bardzo rzadko. Określanie tego mianem profanacji, czy w ogóle – szerzej sprawę ujmując – samego faktu przyjęcia Komunii świętej do ręki, jest manipulacją i nadużyciem, gdyż aby dany czyn można było nazwać profanacją, musi on mieć znamiona dobrowolnej i poważnej pogardy okazywanej w tym wypadku świętym postaciom. Fakt, że wiele osób nie zwraca uwagi na to, czy na ich dłoniach nie pozostają partykuły Hostii, nie jest dowodem na karygodny charakter tego sposobu przyjmowania Komunii świętej, ale na brak pogłębionej świadomości realnej obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Ten brak jednak – trzeba to dopowiedzieć – nie rozpoczął się wraz z pandemią. Ci sami katolicy, którzy przyjmują dziś Komunię Świętą do ręki, przyjmowali ją wcześniej przez lata na kolanach i do ust – bo tak dyktowała utarta tradycja i przyjęty powszechnie w Polsce sposób. Wielu, niestety, już wówczas czyniło to w sposób bezrefleksyjny i mechaniczny. W rzeczywistości budzenie świadomości realnej obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie jest dziś jednym z poważniejszych wyzwań stojących przed Kościołem – z pewnością dużo istotniejszym niż spór o taką czy inną postawę.

Zwolennicy akcji „Stop Komunii Świętej na rękę” często powołują się na tak zwany błąd archeologizmu – wyrwane z kontekstu twierdzenie Benedykta XVI, że nie ma dziś możliwości powrotu do pewnych praktyk, które charakterystyczne były dla pierwotnego Kościoła. To, w ich przekonaniu, argument za tym, że praktykowana niegdyś powszechnie Komunia Święta na rękę dziś już nie powinna być dopuszczalna – wszak Kościół się rozwija. Zastanawia mnie, dlaczego zatem tego rozwoju nie chcą dostrzec w posoborowych orzeczeniach Kościoła, uznających oba sposoby przyjmowania Komunii Świętej za równoprawne i godne. Odrzucają możliwość powrotu do tradycji pierwszych wieków Kościoła, ale jednocześnie domagają się radykalnego powrotu do praktyki przyjmowania Komunii Świętej do ust – ignorując aktualne nauczanie Kościoła w tej kwestii. To właśnie jest hermeneutyka nieciągłości. Rozwój prawd wiary, a także pewnych praktyk przyjętych w Kościele polega bowiem na tym, że nie zmienia się ich istota, natomiast pogłębia na przestrzeni wieków sposób rozumienia – tak, że starsze orzeczenia znajdują swą kontynuację i rozwinięcie w nowszych. Nie można więc tej ciągłości przerywać w arbitralnie przez siebie wskazanym momencie dziejowym, uznając wszystkie następne wypowiedzi Kościoła w danej kwestii za nieważne, błędne, lub formułowane pod wpływem demoniczno-masońsko-modernistycznego zwiedzenia. Przeciwnicy Komunii Świętej na rękę czynią to często, powołując się przy tym na słowa wybranych autorytetów i dostojników Kościoła. Ignorują jednak fakt, że również hierarchowie Kościoła mają prawo do prywatnych opinii w danej sprawie, co nie zmienia faktu, że ich poglądy mają taki właśnie charakter – prywatny, nawet jeśli ich autorem jest prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Kłania się tu podstawowy brak umiejętności gradacji wypowiedzi – odróżniania osobistej opinii od oficjalnego nauczania i konsekwentnego podążania za tym drugim.

Oczywiście, że wolałbym, aby wszyscy hierarchowie Kościoła mówili w sprawie sposobu przyjmowania Komunii Świętej jednym głosem. Głosy odcinające się od oficjalnego stanowiska – choć nieliczne – stają się bowiem zarzewiem wielkiego rozbicia wśród wiernych, podsycanego przez akcje typu „Stop Komunii Świętej na rękę”. Oczywiście, że chciałbym, aby wierni przyjmujący Ciało Pańskie – obojętnie w jaki sposób – czynili to z większą pobożnością, wyczuciem i uważnością. Mam również świadomość tego, że Komunia święta na rękę może być okazją do rozmaitych nadużyć, podobnie zresztą jak i ta przyjmowana do ust – zwłaszcza wtedy, gdy obudowuje się ją wykrzywioną i naciąganą teologicznie interpretacją, wpychającą w religijny skrupulatyzm, lękowość i wypaczającą zdrowy kształt pobożności. Dodam również, że nie piszę tego ani przeciw idei przyjmowania Komunii Świętej do ust, ani przeciw osobom, które to czynią. Sam z chęcią wrócę do przyjmowania Komunii świętej do ust, gdy skończy się pandemia i zalecą tak biskupi. Nie godzę się natomiast na niedopuszczalne teologiczne nadużycia i manipulacje akcji „Stop Komunii Świętej na rękę", która sieje zamęt w sercach i umysłach ludzi. Budowanie eucharystycznej wrażliwości nie może bowiem dokonywać się w oparciu o straszenie profanacją i potępieniem.

W całej tej dyskusji należałoby może zapytać się również i o to, jak na Komunię świętą przyjmowaną do ręki zapatruje się sam Pan Jezus. Odpowiedź, która płynie z Pisma Świętego, jest dla mnie jednoznaczna: Bóg postanowił przemienić w siebie chleb i wino. Zechciał wydać się rękom rozkruszającym Jego ciało i wargom spijającym Jego krew. Od samego początku postępował w takim duchu. Zamiast w porządnej kołysce wylądował w śmierdzącym żłobie z kłującą słomą i pyłem przyprawiającym alergików o zawrót głowy. Zamiast dyskretnego dotyku dłoni lokaja w rękawiczce obmacywały go brudne łapska pasterzy. Zadawał się z prostakami, prostytutkami i prymitywami, a z inteligencją i bogaczami głownie wtedy, gdy mieli nieczyste sumienia. Drzemkę w czasie burzy ucinał sobie na dnie śmierdzącej rybami łodzi i bronił uczniów spożywających posiłek nieobmytymi rytualnie rękami. W ogóle nie troszczył się o to, aby Jego święte ciało było należycie chronione, zabezpieczone, oddzielone od gawiedzi i nietknięte. Czy można się dziwić, że pozostał temu wierny; że Jego kenoza jest konsekwentna; że pozostawił siebie w czymś tak małym, kruchym, powszechnym, dostępnym i narażonym na zniszczenie?

Dla wielu to wyniszczające samoogołocenie Boga jest nie do zaakceptowania. Kruchość Boskiego chleba na ludzkiej dłoni nie budzi wzruszenia, ale gniew i lęk. Dla mnie to niezwykła łaska i niesamowity przywilej trzymania Go przez chwilę na dłoni, która do tego celu, jak przekonuje mnie Kościół, wcale nie musi być konsekrowana. To wyjątkowy dar – jakby na osłodę w mrocznym czasie pandemii. Dlatego staram się z najwyższą czcią i uwagą przyjmować Ciało Pana Jezusa do rąk, zwracając uwagę na każdą partykułę. Mam przy tym pełen pokój w sercu, bo wiem, że Jezus, wydając się w moje dłonie, nie traktuje ich jako czarne, brudne i niegodne, uruchamiając przy tym licznik sprofanowanych partykuł. Mój Bóg nie brzydzi się moich rąk. Obdarza je czułym pocałunkiem miłości.

 

Źródło: gosc.pl/ALEKSANDER BAŃKA