„Pan Bóg posłużył się moim mężem”

Plany Boże wobec mojej osoby, uczą mnie pokory. W relacji Ja - Pan Bóg, były chwile lekkie, sielankowe, był też czas buntu, zaprzeczeń i ucieczki.

Kiedy 16 lutego 2013r., będąc w pierwszej, wyczekanej i upragnionej ciąży dowiedziałam się, że serce mojego dziecka przestało bić, że moje dziecko we mnie umarło, mój świat zawalił się.  W tym czasie, wydawało mi się, że ja umieram, umieram duchowo razem z nim.

W moim sercu powstała ogromna pustka, taka przestrzeń, której nie potrafiłam wypełnić. Zagubienie, zniechęcenie, poczucie winy, poczucie bycia gorszą – to były emocje, którymi karmiła się moja dusza. Duchowa pustynia i potworna ciemność. Stałam się obserwatorem. Coraz mniej sakramentów, coraz mniej pokoju w sercu. Coraz więcej lęku, smutku i strachu.

Wewnętrzny marazm pogłębiały piętrzące się problemy w domu rodzinnym: choroba alkoholowa taty i narkomania rodzeństwa. A z tyłu głowy jedno pytanie: „Dlaczego?”

Kiedy nieco później, obecny ksiądz proboszcz ogłosił <<będzie adoracja w każdy czwartek, przez cały dzień>> - pomyślałam, super! Na pewno komuś pomoże, ale nie mnie, bo ja nie mam czasu. Myślę, że już wtedy popadałam w stany depresyjne. Chciałam wrócić do Kościoła, do wspólnoty, ale nie potrafiłam się otworzyć.

W tym momencie Pan Bóg posłużył się moim mężem.

Zazdrościłam mu bardzo tego, że ma swoje miejsce, swoją posługę,  że rozkwita. Był to jeden z czwartków, kiedy widząc mnie zmęczoną i smutną, podszedł do mnie, przytulił i powiedział: „zostaw to wszystko i jedź na Adoracje!” Przyznam, że pomysł ten nie przypadł mi do gustu. Było tak wiele, ale i tak wiele muszę. Wiedziałam też, że mi nie odpuści, za co teraz bardzo mu dziękuję.

I tu Was zaskoczę! Na pierwszej Adoracji nie działo się nic! Nie było fajerwerków, uniesień, postanowień i rozwiązania problemów. Nie stał się żaden cud! Nie.

Pojawiła się za to niesamowita tęsknota i pragnienie – więcej!

W tym momencie zaczęło się moje nowe życie, moje nawrócenie.

Dziś nie wyobrażam sobie tygodnia bez Adoracji. Co mi daje Adoracja?

Przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa, niesamowitą bliskość, ciepło i akceptację. Czego uczy mnie Adoracja? Że doskonały jest tylko Pan Bóg! Uczy mnie pokory.

Intymna relacja z Bogiem Twarzą w twarz oparta jest na miłości. Uczę się ufać, uczę się zawierzać. Mój Najlepszy Przyjaciel nie raz widział moje łzy, nie raz słyszał mój żal. Był świadkiem buntu, krzyku, pretensji i braku sensu. Zawsze był i jest przy mnie pomimo mojego zwątpienia. Zawsze bezinteresownie, z dobrym słowem, pocieszeniem i ogromnym miłosierdziem.

I chociaż wiele muszę jeszcze nauczyć się, chcę trwać, bo Bóg nadaje sens mojemu życiu!

 

***

 

„Nawet nie przypuszczałam, że może dać, aż tak wiele”

Kiedy w ciszy klękam i wpatruję się w ten „Biały Chleb” przepraszając za wszystkie swoje przewinienia i słabości, przed oczami widzę Pana Jezusa, który tak wiele przeszedł, aby nas zbawić. Jego mękę, rany, cierpienie. Dzięki adoracji, zaczęłam modlitwę wplatać w dzień powszedni. Niezależnie, gdzie jestem i co robię, wolną chwilę poświęcam na chociażby “Zdrowaś Mario”.

Nie od samego początku jednak tak było. Każdego dnia mamy tak wiele do zrobienia, że brakuje nam czasu na wszystko i każdy następny dzień jest taki sam. Wtedy lepiej jest zostawić wszystko i przyjść do Kościoła na spotkanie z Jezusem i “wyłączyć się”. Adoracja daje mi spokój ducha, radość, nadzieję, to moja prywatna rozmowa z Bogiem, to prośby i podziękowania.

Ten spędzony z Jezusem czas, zawsze przynosi dobre efekty, może nie od razu, ale warto być cierpliwym.

Kobieta

***

 

 

„W czasie adoracji można nawiązać z Bogiem prawdziwą relację i przyjaźń”

W tym czasie umacnia się nasza wiara. Bardzo ważne jest też zadeklarowanie i zapisanie się na adorację.  Czas który mamy z góryzaplanowany dla Pana Boga jest inaczej przeżyty.  Jest oczekiwaniem na spotkanie, gdzie możemy się przygotować i wyciszyć. To oczekiwanie można określić radosną tęsknotą.

Zupełnie inaczej wygląda spotkanie z Jezusem, kiedy wykradamy sobie chwilę ze swoich zajęć, aby adorować Najświętszy Sakrament. Nie jest to czas, który oddajemy Bogu z tego co nam zbywa, a ważne jest to, aby najpierw oddać Panu pierwszeństwo, a wszystko inne będzie na swoim miejscu.

 

Kobieta

***

 

 

„Adorowanie Najświętszego Sakramentu to decyzja”

Codziennie podejmuję setki decyzji, załatwiam milion spraw, próbuje zmienić świat wokół siebie po swojemu, nie rozstaję się z telefonem, ciągle brakuje czasu.

Okazuje się jednak, że najtrudniej jest zmienić coś w sobie. Jakakolwiek próba przełamania moich przyzwyczajeń, planu dnia, nawyków powoduje dyskomfort. Nawet jak zacznę coś w sobie, zmieniać szybko się zniechęcam. To jest ciągła codzienna wyczerpująca walka. Na adorację przychodzę między innymi po to, aby odzyskać utracone siły. Ciężko jest na początku przebywać bezczynnie w ciszy. W głowie huczą jeszcze myśli po całodziennej gonitwie i wciskają się do umysłu sprawy wymagające załatwienia. Z czasem jednak serce zaczyna się uspokajać i synchronizować z sercem Tego w którego się wpatruję. Uświadamiam sobie, że ten Biały Chleb, to nie tylko mąka i woda. 

To PRAWDZIWE Ciało i Krew Pana Jezusa. To żywy i prawdziwy Bóg, który jako człowiek nauczał, chodził po wodzie, wskrzeszał z martwych, był biczowany, ukrzyżowany, umarł za mnie z miłości a teraz wpatruje się także we mnie. Patrzymy na siebie, a on czeka, aż powiem mu TAK. Działaj cuda, zmieniaj także moje życie, moje relacje z innymi i innych wokół mnie.  Czasem czas na adoracji przestaje istnieć i godzina mija niepostrzeżenie, niekiedy nie mogę się skupić i wszystko mnie rozprasza, ale potem ze zdumieniem odkrywam, że nie mogę się doczekać następnego spotkania z żywym Jezusem. 

Jestem pewien, że On również nie może się doczekać na spotkanie ze mną i z TOBĄ, jeśli podejmiesz taką decyzję i przyjdziesz.

Mężczyzna

***

 

 

„Bogu niech będą dzięki za Adorację Najświętszego Sakramentu w naszej parafii”

Z perspektywy czasu myślę, że Jezus powoli przygotowywał mnie na wszystko co ostatecznie otrzymałam od Niego. Właściwie zawsze byłam blisko Boga, takie przynajmniej miałam wrażenie. Studia, kursy, książki, rekolekcje, dni skupienia, formacje, ale to wszystko było jakby zewnętrzne. Wiedziałam, że Jezus mnie kocha, wierzyłam w to, że umarł za mnie, ale tego nie czułam. Tak samo, moje "kocham Cię" skierowane do Jezusa, to były tylko słowa. Tak bardzo pragnęłam poczuć prawdziwą miłość Jezusa i miłość do Niego. Teraz widzę jak bardzo motałam się w moim niełatwym życiu, niewiele z niego rozumiejąc. Jakże byłam ślepa. Były Misje św. w naszej parafii, a na koniec błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem.Ksiądz stanął przede mną z Jezusem i wtedy pierwszy raz tak naprawdę poczułam, że oto stoi przede mną Jezus żywy.Nie mogłam opanować łez, a moje serce było do reszty poruszone.

W Adoracji Najświętszego Sakramentu w naszej parafii na początku brałam udział sporadycznie.

Z czasem moje czwartkowe wejścia do kościoła były coraz częstsze, aż wkońcu zapisałam się na konkretną godzinę i tak naprawdę wtedy zaczęła się moja "przygoda" z Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Przekonałam się wtedy, że adoracja jest uzależniająca Mój tydzień mierzyłam teraz od czwartku do czwartku. To wyjątkowa godzina w moim życiu. I to nie tylko dlatego jak wiele mogę zyskać dla siebie, ale przede wszystkim mogę wielbić Jezusa i dziękować Mu za łaski, jakimi wkracza do moje życia. To niesamowite jak krótki czas regularnej adoracji czyni wielką różnicę dla  całej reszty mojego życia. Kiedyś słyszałam taką opinię, że najpiękniejsza i najwartościowsza jest modlitwa uwielbienia, Jezus sam wie czego nam potrzeba. Adoracja tego właśnie mnie nauczyła.

Tutaj w kościele w Ołpinach spotkałam Żywego Jezusa w Najświętszym Sakramencie.

Dał mi o wiele więcej niż mogłam nawet pomyśleć. Przede wszystkim łaskę zrozumienia, otworzył mi oczy, uszy i serce.

Łaskę przebaczenia... przebaczam swoim winowajcom, ale to nie zawsze było takie oczywiste i proste. On przebacza mi o wiele więcej...wiąże się też to z częstszymi spowiedziami, uważam bowiem za niepełne uczestnictwo we Mszy św., jeżeli nie przyjmę Ciała Chrystusa do serca. Najważniejsza jednak jest moja relacja z Jezusem.

Czuję prawdziwie Jego miłość, do tego stopnia, że myśl o tym rozczula mnie do łez. Kiedy człowiek pozwala się kochać Jezusowi, sam się w Nim zakochuje.

"Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia "- tak bardzo te słowa oddają to co teraz dzieje się w moim życiu. Czasem aż przeraża mnie moc modlitwy przed Najświętszym Sakramencie. Spotkało mnie wiele cudów. Jednym z nich było podjęcie obecnej pracy. Wiedziałam, że nie bardzo mam szanse, bo na moje miejsce było ok. 20 kandydatów. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną weszłam do kościoła, to był czwartek, modliłam się przed Najświętszym Sakramentem, a po chwili byłam już zatrudniona. Nie sposób opisać tu wszystkie cuda, które mnie spotkały, a było ich wiele.

Wierzę Jezusowi bezgranicznie, w każde Jego słowo, nigdy mnie nie zawiódł.

Mówi do mnie przez słowa Pisma Św. Nie umiałam modlić się czytając Biblię, a teraz słowa trafiają do mojego serca. Jezus zmienił moje serce i jestem Mu za to bardzo wdzięczna, mojemu Przyjacielowi i Panu. Codziennie dziękuję Bogu za naszych Kapłanów. Chrystus działa przez Nich  i zmienia nasze życie i nasze serca.

 

CHWAŁA PANU

***

 

„Moja Adoracja Jezusa w Najświętszym Sakramencie, trwa od momentu rozpoczęcia jej w naszej parafii”

Systematycznie co tydzień. Początki nie były łatwe, czas się dłużył, ciągłe zmaganie się z rozbieganymi myślami, które w ciszy Adoracji dają o sobie znać ze szczególną siłą. Łatwo

myślało się o wszystkim, tylko nie o modlitwie.

Po szaleństwie codziennego zabiegania trudno jest się zatrzymać. Czy z biegiem czasu coś się zmieniło? Godzina zrobiła się krótsza, ze skupieniem dalej nie jest łatwo, ale zrozumiałam, że to co przewija się w mojej głowie to przecież moje życie, to ludzie z którymi żyję, którym obiecałam modlitwę, to radości, kłopoty, problemy, troski z którymi zmagam się codziennie, za to wszystko dziękuję i przynoszę przed Najświętszy Sakrament i zostawiam.

Jest to czas zatrzymania się, zastanowienia, zamyślenia, PATRZENIA, przepraszania, że znowu upadłam, zawiodłam. Adoracja porządkuje moje życie. Zamieniłam „regułkową” modlitwę na zwyczajne milczenie, albo osobistą rozmowę z Bogiem.

Taka forma adoracji sprawia mi dużo więcej radości. Jest to czas zadawania pytań i otrzymywania odpowiedzi, dzięki którym przeszłam przez wszystkie zmiany jakie zaszły ostatnio w moim życiu, a których bardzo się obawiałam - z dużym spokojem, pewnością, że będą to dobre zmiany i nie mam się czego obawiać.

Jezus mówi do mnie przez Słowo zawarte w Biblii, mówi i do mnie przez ludzi, których spotykam, przez różne wydarzenia, jestem pewna, że dzięki właśnie adoracji to zauważam, widzę działanie Boga w moim życiu.

Ludzie nas zawodzą, przypominają sobie o nas w dogodnym dla siebie momencie, Jezus jest zawsze blisko. Nie można drugiego człowieka poznać, jeśli się z nim nie spotyka, jeśli się z nim nie rozmawia. Czy jest lepsze miejsce i czas na poznanie i nawiązanie bliższej relacji z Bogiem, niż adoracja w ciszy? Bardzo ważnym dla mnie owocem adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie jest bardziej świadome i uczestnictwo we Mszy św. i przyjmowanie Sakramentów Św. Cały czas uczę się adoracji, by jak najlepiej uwielbiać Pana w tej Tajemnicy, by czerpać z Niej jak najwięcej spokoju, sił, radości.

Kobieta

***

 

„Moje zetknięcie z Adoracją Najświętszego Sakramentu było zwyczajnym zaproszeniem Księdza do podjęcia się adorowania”

Podjęłam zobowiązanie, zapisałam się, bałam się czy podołam, czy dam radę w natłoku obowiązków, bałam się bo ciągle na wszystko brakowało mi   czasu, a przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Niedługo po tym jak się zapisałam przeczytałam przypadkowo urywek z Pisma Świętego.

„Szymonie śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać?” (Mk 14,37).

Pomyślałam: To jaka jest moja wiara – jeśli ja boję  się dać  Jezusowi tej jednej godziny tygodniowo? Zrobiło mi się zwyczajnie wstyd, przecież co to jest jedna godzina w tygodniu, który ma tyle godzin, godzin niejednokrotnie zmarnowanych na różne rzeczy tego świata. Czasami rozproszenia rzeczami tego świata nie pozwalały mi prawdziwie trwać przy Jezusie. Czasami cisza była bardzo męcząca. Po pewnym czasie odkryłam, że podczas tej godziny, to ja więcej dostaję od Jezusa, niż sama  potrafię dać.

Odkryłam ciszę – w tym świecie pełnym hałasu  i  zabiegania  -  cisza  wydała mi się  ukojeniem mojego roztargnienia i rozproszeń  - a w tej ciszy  JEZUS -  na początku było to trudne – przestać ciągle mówić, przestać prosić, dziękować i nauczyć się tylko trwać, po prostu być, czuwać i patrzeć. Ja na NIEGO i ON na mnie. On wie wszystko, zna mnie ,moje myśli, radości, troski problemy –  uświadomiłam  sobie  że  nie  muszę  nic  mówić tylko być z Jezusem tak jak z dobrym przyjacielem, przy którym czujemy się swobodnie nawet wtedy gdy nic nie mówimy. I w tej ciszy Bóg przychodzi tak po prostu, czuję że jest blisko. Dzięki adoracji nauczyłam się szukać JEGO obecności w codziennym życiu, wołać do Jezusa po przebudzeniu, podczas codziennych zajęć, radować się z nim i powierzać mu swoje troski i kłopoty. 

Podczas adoracji Bóg dał mi też łaskę przebaczenia i miłości do drugiego człowieka, przestałam patrzeć przez pryzmat Ja, zaczęłam szukać w każdym człowieku dobra, nawet w tym który mnie zranił, zaczęłam też mieć większy kontakt z Ewangelią, często rozważam ją w czasie adorowania i zauważam  co Bóg dzisiejszego dnia chce do mnie powiedzieć, co dzisiejszego dnia pozwala mi odkryć i zrozumieć. 

Ta godzina, to sens każdego kolejnego tygodnia w moim,  w  naszym  życiu.  Zmieniło się także nasze życie rodzinne, zaczęliśmy  też  w  domu  rozmawiać  o Panu Bogu, łatwiej się o kimś mówi gdy spędza  się  z  nim  czas  –  tą  jedną godzinkę w tygodniu, gdy się Go coraz lepiej poznaje poprzez Ewangelię J

Teraz na wszystkie sprawy mojego życia patrzę przez pryzmat wiary, przestałam się też przejmować tym co inni pomyślą o mnie – to nie istotne- istotne jest tylko to, co myśli i wie o mnie JEZUS. Zrozumiałam też, że gdybym się nie zapisała, gdybym nie podjęła zobowiązania na pewno nie robiłabym tego regularnie, zawsze znalazłaby się jakaś wymówka, że może później, wieczorem, za tydzień – taka słabość nas ludzi.

Teraz już wiem, że warto dać Jezusowi swój czas.

Adorująca

***

 

 

 

„Moja Godzina Święta”

Moje osobiste spotkanie z Jezusem. Moje osobiste przebywanie z Jezusem. Moje czuwanie z Jezusem. Godzina Święta. Godzina z Przyjacielem. Tylko godzina! Godzina oddana najlepszemu i prawdziwemu Przyjacielowi. Temu, na którego zawsze mogę liczyć. On mnie nie opuści, nie zdradzi, nie oszuka... On mnie pocieszy, doradzi, otrze łzy, da siłę dodźwigania krzyża...

Zawsze mogę do Niego przyjść, nie muszę zapowiadać swojej wizyty. Jezus mówi mi: "Nic, nie musisz mówić nic, odpocznij we Mnie, czuj się bezpiecznie. Pozwól kochać się, miłość pragnie ciebie. Nic, nie musisz mówić nic..."A w sercu słyszę: "Nikt cię nie kocha tak jak Ja!"

Oto, co czuję, kiedy jestem w prawie pustym kościele, a wokół panuje ciemność, słyszę tylko ciszę i bicie swojego serca, zaś pośrodku na ołtarzu najważniejszy Gość tego spotkania - Jezus w otoczeniu nikłego światła. On nie potrzebuje blasku fleszy, gwaru, napierającego tłumu... On kocha ciszę, półmrok i człowieka... Ja i Jezus... Jezus i ja. Tylko my! Nic więcej się nie liczy! Moja, nasza Godzina Święta. 

Swój wzrok kieruję tylko na Niego, patrzę z miłością. Kocham tę Jego łagodność i delikatny uśmiech i oczy, które się uśmiechają i ciepło, które od Niego emanuje. Chciałabym podejść jeszcze bliżej, chciałabym Go dotknąć, ale się boję... Dotykam Go więc swoim sercem. Jemu nie muszę niczego mówić, On mnie doskonale zna.

On zna moje myśli, moje pragnienia, moje lęki. Wie, o czym marzę, za czym tęsknię. Wie, czego mi brakuje. On przenika mnie całą. Przed Nim nie muszę udawać, że uśmiecham się przez łzy, że moje serce jest pełne blizn i ran, że mój krzyż jest coraz cięższy, że czasem chciałabym się poddać...  On widzi moją twarz mokrą od łez, moje bolące serce... On jest przy mnie i cierpi razem ze mną.... On wie, że kiedy nie mam już łez, zasypiam tuląc się w Jego ramionach z zaciśniętym różańcem w dłoni... On rozumie moją samotność...

On Mnie ratuje... On mnie podnosi... A ja mimo wszystko idę dalej. Biorę krzyż i idę nie za Nim, tylko z Nim, obok Niego, tak jak przyjaciel z Przyjacielem. Godzina Święta, najważniejsza godzina w tygodniu, która mija nieubłaganie szybko, a ja nie mam ochoty się z Nim żegnać, mogłabym tak trwać do rana... I o dziwo jest mi ciepło, jestem bezpieczna, jestem kochana i  kocham. Czego chcieć więcej? Jeśli kogoś kochasz, nie chcesz się z nim rozstawać. Odchodząc, nie mówię "Jezu, żegnaj", ale "Jezu, kocham Cię. Do zobaczenia niebawem".

A świadomość, że Jezus jest ze mną cały czas, sprawia, że nie czuję smutku, wychodząc i zostawiając Go samego na ołtarzu w świetle Jego Miłości... Na moje miejsce przyjdą inni i nie będzie sam w ciemnym i zimnym kościele...  A ja niesiona skrzydłami Miłości, szczęśliwa i spokojna wracam do domu...

Zakochana w Jezusie

***

 

 

 

Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby  kierować ruchem u wejścia do kościołów. (św. Teresa z Lisieux)

Wiem, że na tym ołtarzu kochasz mnie tą samą miłością, jaką mnie kochałeś, kiedy swoje Boskie życie trawiłeś wśród tylu goryczy Krzyża! (św. Alfons Maria Liguori)

Nie mówcie mi, że jesteście grzesznikami, że jesteście nędzni i że dlatego nie przystępujecie do Komunii Świętej… To tak jakbyście mówili, ze jesteście zbyt chorzy i dlatego nie chcecie ani lekarzy, ani lekarstw. (św. Jan Maria Vianney)

Ten sam skutek, jaki męka Chrystusa wywołała w świecie, Eucharystia wywołuje w każdym człowieku. (św. Tomasz z Akwinu)